Kliknij tutaj --> 🎄 w pustyni iw puszczy wędrówka przez afrykę
Rzeczywistość Afryki przedstawiona w powieści W pustyni i w puszczy daleka jest od aktualnych warunków panujących w opisywanych przez Sienkiewicza przestrzeniach. Oczywiście część informacji czysto faktograficznych, geograficznych czy opisy przyrody, dalej są aktualne, natomiast trzeba liczyć się z tym, że Afryka wygląda dzisiaj
Test z lektury "W pustyni i w puszczy" Literatura Test z lektury "W pustyni i w puszczy" - poziom trudny. Podziel się opinią! O Autorze .Test z lektury: „W pustyni i w puszczy". Możesz śmiało przystąpić do sprawdzianu z lektury w szkole i niczego nie musisz się obawiać. Znasz te książkę jak własną kieszeń!
Wypożycz w bibliotece. Dostęp online. W pustyni i w puszczy / Henryk Sienkiewicz / Aleksandria Media sp. z o.o. : Legimi, 2006. W pustyni i w puszczy / Henryk Sienkiewicz ; czyta Bartosz Mazur / Wolne Lektury : ebookpoint BIBLIO, 2014. W pustyni i w puszczy / Henryk Sienkiewicz / Bellona : Legimi, 2019.
1) Jak miał na nazwisko Staś a) Janowski b) Tarkowski c) Włodkowski d) Szczukowski e) Wilson f) Mniszek 2) Kim byli ojcowie Stasia i Nel a) inżynierami b) Budowniczymi c) Sklepikarzami d) Dyrektorami e) Milicją f) Aktorami 3) Co dostała Nel na Boże Narodzenie a) Królika b) Krowę c) Psa d) Kota e) Nic f) Gekona 4) Co dostał Staś na
Podczas "wycieczki" przez Afrykę zachorowała na febrę. Mimo ciężkich chwil i niezawodnej pomocy Stasia, Nel powraca do zdrowia. Angielka w czasie tej przygody poznała także dwójkę Murzynów Kalego i Meę. Wraz z dziewczynką, Stasiem , Kalim i Meą pustynie i puszczę przemierza pies Saba. Podczas "podróży"chwilami Nel bała się Saby m.
Site De Rencontre Non Payant Suisse. Bywa, że czytając o niesamowitych przygodach książkowych bohaterów, chcielibyśmy przeżyć choćby niektóre z nich. No dobra, za spotkaniem „oko w oko” ze lwem nie marzę, ale co powiecie na „domek w baobabie”? Planszową podróż śladami Stasia i Nel przygotowała dla Was Agencja promocyjna OKO Iwona Haberny, wydawca przepięknej kooperacyjnej gry na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza. Zobaczcie sami: A OTO CO ZNAJDZIEMY W PUDEŁKU? Poza planszą z mapą podróży bohaterów dostajemy: Kafelki z przygodami bohaterów. Są one w 4 kolorach, odpowiadających 4 etapom podróży: Egipt, Sudan, Sudan Południowy i Uganda oraz Brytyjska Afryka Wschodnia. Aby „rozegrać” każdą z przygód musimy zgromadzić ukazane na kaflu przedmioty. Karty z bohaterami: Nel, Stasiem, Sabą, Kalim, Meą i Kingiem. Jak widzicie, każda postać „daje nam” przedmioty potrzebne do przeżycia przygód z kafli. Żetony – one też przydadzą się nam przy „przeżywaniu” przygód. Żetony to także nagrody z przejście do kolejnej przygody, lub na odpowiedź na pytanie z karty lub internetowej bazy wiedzy. Kiedy już z pomocą postaci i żetonów zbierzemy wszystkie przedmioty z kafla przygody, możemy go odwrócić i przejść do kolejnego. Ale czeka nas jeszcze NIESPODZIANKA: na tyle kafla mamy kod QR. Z jego pomocą otwieramy stronę z ciekawostką dotyczącą danej przygody, także kilka pytań (z odpowiedziami). Pytania dotyczą tekstu ciekawostki oraz tekstu książki. Jeśli odpowiemy poprawnie zdobywamy dodatkowy żeton. Trzeba przyznać, że ciekawostki opracowane są bardzo rzetelnie i dostarczają całe mnóstwo informacji z historii i przyrody Afryki. Zerknijcie sami - o TU Zamiast korzystać z kodów QR możemy też odnaleźć odpowiedni kafel bezpośrednio na stronie www, lub skorzystać z kart z pytaniami z lektury (dość szczegółowymi, rodzicom na pewno przyda się odświeżenie pamięci...) – to także szansa na zdobycie dodatkowych żetonów, które pomogą nam w rozegraniu kolejnego kafla przygody. A JAK GRAĆ? Tak oto wygląda stół gotowy do gry dla 3 osób: Musimy RAZEM przeżyć 12 przygód. Jeśli się nam uda – ZWYCIĘŻAMY WSZYSCY! Bardzo ważna jest więc WSPÓŁPRACA: rozmawiajmy ze sobą, porównujmy zasoby żetonów i postaci, którymi dysponujemy, aby jak najszybciej i najsprawniej przeżyć kolejne przygody z kafli. Jeśli zabraknie nam kart z postaciami do dobierania – przegrywamy wszyscy… Jeśli ktoś bardzo chce włączyć element rywalizacji można porównać na koniec ilość kafli przygody zdobytych przez każdego z graczy. Jednak uwaga: koncentracja na tym, aby kafel przypadł właśnie mnie, czyli, żebym to ja dołączył ostatni przedmiot, potrzebny do jego rozegrania, może nam zakłócić współpracę. Polecamy też filmową instrukcję do gry: dostępna jest tu. DLA KOGO? Gra dedykowana jest dzieciakom w wieku 8+, zarówno tym, które czytały „W pustyni i w puszczy” (będzie im łatwiej odpowiadać na pytania dotyczące treści książki, a ciekawostki z internetowej bazy wiedzy poszerzą ich rozumienie powieści), jak i tym, których gra dopiero zachęci do sięgnięcia po lekturę: póki co mogą grać, opierając się na pytaniach dotyczących ciekawostek z bazy wiedzy. Będzie to doskonałe przygotowanie do bardziej świadomego odbioru tła społeczno-historyczno-przyrodniczego przygód Stasia i Nel. Właściwie po przećwiczeniu mechaniki gry z łatwością może po nią sięgnąć i młodsze rodzeństwo (np. w wieku 5-7 lat.). Kilkulatki spokojnie poradzą sobie w drużynowym dobieraniu postaci i żetonów do kafli przygód, a zamiast czytać im ciekawostki z bazy wiedzy (są one zredagowane dla zdecydowanie starszego odbiorcy: 9/10+) możemy sami opowiedzieć, co dana ilustracja przedstawia, wspomnieć o wydarzeniu z powieści itp. POLECAMY! Gra W pustyni i w puszczy, na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza Autor: Wojciech Rzadek, ilustracje: Anna Stosik, opieka naukowa: dr Tomasz Majkowski Agencja promocyjna OKO Iwona Haberny share Autor: Data dodania: 2018-09-12
XXIII. Wielkie wypadki poprzedniego dnia i wrażenia nocne tak wymęczyły Stasia i Nel, że, gdy wreszcie zmorzył ich sen, zasnęli oboje kamiennym snem i dziewczynka dopiero koło południa ukazała się przed namiotem. Staś zerwał się nieco wcześniej z wojłoku, rozciągniętego blizko ogniska, i w oczekiwaniu na towarzyszkę kazał Kalemu zająć się śniadaniem, które, ze względu na późną godzinę, miało być zarazem obiadem. Jasne światło dnia rozpędziło nocne strachy; oboje zbudzili się, nietylko wypoczęci, ale i pokrzepieni na duchu. Nel wyglądała lepiej i czuła się silniejsza, że zaś oboje chcieli odjechać jak najdalej od miejsca, w którem leżeli postrzelani Sudańczycy, więc zaraz po posiłku siedli na koń i ruszyli przed siebie. O tej porze dnia wszyscy podróżnicy po Afryce zatrzymują się na południowy wypoczynek i nawet karawany, złożone z Murzynów, chronią się pod cień wielkich drzew, są to bowiem tak zwane białe godziny, — godziny upału i milczenia, podczas których słońce praży niemiłosiernie i, spoglądając z wysoka, zdaje się szukać kogoby zabić. Wszelki zwierz zaszywa się wówczas w największe gąszcze, ustaje śpiew ptaków, ustaje brzęczenie owadów i cała natura zapada w ciszę, przytaja się, jakby chcąc uchronić się przed okiem złego bóstwa. Lecz oni jechali wąwozem, w którym jedna ze ścian rzucała głęboki cień, więc mogli posuwać się naprzód, nie narażając się na spiekę. Staś nie chciał opuszczać wąwozu, naprzód dlatego, że na górze mogli być dostrzeżeni zdala przez oddziały Smaina, a powtóre, że łatwiej w nim było znaleźć w rozpadlinach skalnych wodę, która w miejscach odkrytych wsiąkała w ziemię, lub zmieniała się, pod wpływem promieni słonecznych, w parę. Droga ciągle, lubo nieznacznie, szła w górę. Na ścianach skalnych widać było miejscami żółte złogi siarki. Woda w szczelinach przejęta była także jej zapachem, co obojgu dzieciom przypominało w niemiły sposób Omdurman i mahdystów, którzy namaszczali głowy tłuszczem, ugniecionym z proszkiem siarczanym. W innych natomiast miejscach czuć było koty piżmowe, a tam, gdzie z wysokich wiszarów spadały aż na dół wąwozu przepyszne kaskady lianów, rozchodziła się upajająca woń wanilii. Mali wędrowcy chętnie zatrzymywali się w cieniu tych kotar, haftowanych kwieciem purpurowem i lila, które wraz z liśćmi dostarczało pokarmu dla koni. Zwierząt nie było widać, tylko gdzieniegdzie na zrębach skał siedziały w kucki małpy, podobne na tle nieba do takich fantastycznych bożyszcz pogańskich, jakie w Indyach zdobią krawędzie świątyń. Wielkie grzywiaste samce pokazywały Sabie zęby, lub wyciągały w trąbkę paszczę na znak zdumienia i gniewu, podskakując jednocześnie, mrugając oczyma i drapiąc się po bokach. Ale Saba, przyzwyczajony już do ich ciągłego widoku, niewiele zwracał na te groźby uwagi. Jechali raźnie. Radość z odzyskanej wolności spędziła z piersi Stasia tę zmorę, która dławiła go w nocy. Głowę miał obecnie zajętą tylko myślą, co dalej czynić, jak wyprowadzić Nel i siebie z okolic, w których groziła im ponowna niewola u derwiszów, jak radzić sobie podczas długiej podróży przez puszcze, by nie umrzeć z głodu i pragnienia i nakoniec dokąd iść? Wiedział jeszcze od Hatima, że z Faszody w prostej linii do granicy abisyńskiej niema więcej, niż pięć dni drogi, i wyrachował, że wyniesie to około stu mil angielskich. Owóż od wyjazdu ich z Faszody upłynęło blizko dwa tygodnie, jasną więc było rzeczą że nie szli tą najkrótszą drogą, lecz w poszukiwaniu Smaina musieli skręcić znacznie na południe. Przypomniał sobie, że w szóstym dniu podróży przebyli rzekę, która nie była Nilem, a potem, zanim kraj zaczął się wznosić, przejeżdżali koło jakichś dużych błot. W szkole, w Port-Saidzie, uczono bardzo dokładnie geografii Afryki, i Stasiowi została w pamięci nazwa Ballor, oznaczająca rozlewiska mało znanej rzeki Sobat, wpadającej do Nilu. Nie był wprawdzie pewny, czy pominęli te właśnie rozlewiska, ale przypuszczał, że tak było. Przyszło mu do głowy, że i Smain, chcąc nałapać niewolników, nie mógł ich szukać wprost na wschód od Faszody, gdyż kraj był tam już całkowicie wyludniony przez derwiszów i ospę, lecz musiał iść ku południowi, w okolice dotychczas przez wyprawy nie nawiedzane. Staś wywnioskował z tego, że idą śladami Smaina — i ta myśl przestraszyła go w pierwszej chwili. Począł więc zastanawiać się, czy nie należy porzucić wąwozu, który skręcał coraz wyraźniej na południe, i iść wprost na wschód. Lecz po chwili rozwagi zaniechał tego zamiaru. Owszem, ciągnąć w trop za bandą Smaina na odległość dwóch lub trzech dni, wydało mu się najbezpieczniej, gdyż było zupełnie nieprawdopodobne, by Smain wracał z towarem ludzkim tą samą kołującą drogą, zamiast skierować się wprost do Nilu. Staś zrozumiał też, że do Abisynii można się było przedostać tylko od strony południowej, w której kraj ten styka się z dziką puszczą, nie zaś od granicy zachodniej, pilnie strzeżonej przez derwiszów. I wskutek tych myśli postanowił zapuścić się jak najdalej w stronę południową. Można tam było wprawdzie natknąć się na Murzynów, bądź zbiegłych z nad brzegów Białego Nilu, bądź miejscowych. Ale, z dwojga złego, Staś wolał mieć do czynienia z czarnymi, niż z mahdystami. Liczył przytem i na to, że, na wypadek spotkania zbiegów, lub osad miejscowych, Kali i Mea mogą mu być pomocni. Na młodą Murzynkę dość było spojrzeć, by odgadnąć, że należy do plemienia Dinka lub Szylluk, miała bowiem niezmiernie długie i cienkie nogi, jakiemi odznaczają się oba te szczepy, zamieszkujące pobrzeża Nilu i brodzące, na podobieństwo żórawi lub bocianów, po jego rozlewiskach. Kali natomiast, lubo pod ręką Gebhra stał się podobny do kościotrupa, miał zupełnie inną postać. Był krępy i mocno zbudowany; ramiona miał silne, a stopy, w porównaniu ze stopami Mei, stosunkowo małe. Ponieważ nie mówił prawie wcale po arabsku, a źle językiem ki-swahili, którym można rozmówić się prawie w całej Afryce i którego Staś wyuczył się jako tako od Zanzybarytów, pracujących przy kanale, widoczne więc było, że pochodził z jakichś odległych stron. Staś postanowił wybadać go, z jakich. — Kali, jak się zowie twój naród? — zapytał. — Wa-hima — odpowiedział młody Murzyn. — Czy to jest duży naród? — Wielki, który wojuje ze złymi Samburu i zabiera im bydło. — A gdzie leży twoja wieś? — Daleko! daleko!… Kali nie wie, gdzie. — Czy w takim kraju, jak ten? — Nie. Tam jest wielka woda i góry. — Jak nazywacie tę wodę? — Nazywamy ją: Ciemna Woda. Staś pomyślał, że chłopiec może pochodzić z okolic Albert-Nyanza, które były dotychczas w rękach Emina paszy, więc, chcąc to sprawdzić, pytał dalej: — Czy nie mieszka tam biały naczelnik, który ma czarne dymiące łodzie i wojsko? — Nie. Starzy ludzie mówić u nas, że widzieli białych ludzi (tu Kali rozstawił palce) raz, dwa, trzy!… Tak. Było trzech w długich białych sukniach. Szukali kłów… Kali ich nie widział, bo nie był jeszcze na świecie, ale ojciec Kalego przyjmować ich i dać im dużo kłów. — Czem jest twój ojciec? — Królem Wa-hima. Stasiowi pochlebiło to trochę, że ma za sługę królewicza. — Czy chciałbyś zobaczyć ojca? — Kali chcieć zobaczyć matkę. — A cobyś zrobił, gdybyśmy spotkali Wa-hima, i coby oni uczynili? — Wa-hima paść na twarz przed Kalim. — Więc zaprowadź nas do nich, to wówczas ty zostaniesz z nimi i będziesz panował po ojcu, a my pójdziemy dalej, aż do morza. — Kali do nich nie trafić i nie zostać, bo Kali kocha Pana Wielkiego i córkę księżyca. Staś zwrócił się wesoło do towarzyszki i rzekł: — Nel, zostałaś córką księżyca! Lecz, spojrzawszy na nią, posmutniał nagle, przyszło mu bowiem na myśl, że zbiedzona dziewczynka wygląda ze swoją bladą i przezroczystą twarzyczką istotnie więcej na księżycową, niż na ziemską istotę. Młody Murzyn zamilkł na chwilę, poczem powtórzył: — Kali kochać Bwana Kubwa, bo Bwana Kubwa nie zabić Kalego, tylko Gebhra, a Kalemu dać dużo jeść. I począł gładzić się po piersiach, powtarzając z widoczną rozkoszą: — Mnóstwo mięsa, mnóstwo mięsa! Staś chciał jeszcze dowiedzieć się, jakim sposobem chłopiec dostał się w niewolę do derwiszów, ale pokazało się, że od czasu, gdy pewnej nocy złapano go przy dołach, wykopanych na zebry, przechodził przez tyle rąk, że z odpowiedzi jego nie było można wcale wywnioskować, przez jakie kraje i którędy prowadzono go aż do Faszody. Zastanowiło Stasia to tylko, co mówił o »ciemnej wodzie«, gdyby bowiem pochodził z okolic Albert-Nyanza, Albert-Edward-Nyanza, albo Wiktorya-Nyanza, przy którem leżały państwa Unyoro i Uganda, byłby niewątpliwie słyszał coś o Eminie paszy, o jego wojskach i o parowcach, które wzbudzały podziw i strach w Murzynach. Tanganayka była zbyt odległa, pozostało zatem tylko przypuszczenie, że naród Kalego ma swe siedziby gdzieś bliżej. Z tego powodu spotkanie się z ludźmi Wa-hima nie było całkiem niepodobne. Po kilku godzinach jazdy słońce poczęło się zniżać. Upał zmniejszył się znacznie. Trafili na szeroką dolinę, w której była woda i rosło kilkanaście dzikich fig[1], więc zatrzymali się, by dać wytchnienie koniom i pokrzepić się zapasami. Ponieważ ściany skaliste były w tem miejscu niższe, Staś rozkazał Kalemu, by wydostał się na górę i zobaczył, czy w okolicy nie widać jakich dymów. Kali spełnił rozkaz i w mgnieniu oka znalazł się na krawędzi skał. Rozejrzawszy się dobrze na wszystkie strony, zsunął się po grubej łodydze lianu i oświadczył, że dymu niema, ale jest »nyama«. Łatwo się było domyślić, że mówi nie o pentarkach, lecz o grubszej jakiejś zwierzynie; ukazawszy bowiem na strzelbę Stasia, przyłożył następnie palce do głowy na znak, że jest to zwierzyna rogata. Staś wydrapał się z kolei na górę i, wychyliwszy ostrożnie głowę ponad krawędź, począł patrzeć przed siebie. Nic nie zasłaniało mu widoku w dal, gdyż dawna wysoka dżungla była spalona, a nowa, która puściła się już ze sczerniałej ziemi, miała zaledwie kilka cali wysokości. Jak okiem sięgnąć, widać było rzadko rosnące wielkie drzewa, z osmalonymi przez ogień pniami. Pod cieniem jednego z nich pasło się stadko antylop gnu[2], podobnych z kształtów ciała do koni, a z głów do bawołów. Słońce, przedzierając się przez liście baobabu, rzucało drgające świetliste plamy na ich brunatne grzbiety. Było ich dziewięć sztuk. Odległość wynosiła nie więcej, jak sto kroków, ale wiatr wiał od zwierząt ku wąwozowi, pasły się więc spokojnie, nie podejrzewając niebezpieczeństwa. Staś, chcąc zaopatrzyć karawanę w mięso, strzelił do najbliżej stojącej sztuki, która runęła, jak piorunem rażona, na ziemię. Reszta stada pierzchła, a wraz z nią i wielki bawół, którego nie dostrzegli poprzednio, gdyż leżał ukryty za kamieniem. Chłopiec, nie z potrzeby, ale przez żyłkę myśliwską, upatrzywszy chwilę, w której zwierz zwrócił się nieco bokiem, posłał i za nim kulę. Bawół zachwiał się silnie po strzale, pociągnął zadem, ale pobiegł dalej i, nim Staś zdążył zmienić naboje, znikł w nierównościach gruntu. Zanim dym się rozwiał, Kali siedział już na antylopie i rozcinał jej brzuch nożem Gebhra. Staś podszedł ku niemu, chcąc się bliżej zwierzęciu przypatrzyć — i wielkie było jego zdziwienie, gdy po chwili młody Murzyn podał mu zakrwawionemi rękoma dymiącą jeszcze wątrobę antylopy. — Dlaczego mi to dajesz? — zapytał. — Msuri, msuri! Bwana Kubwa jeść zaraz. — Zjedz-że sam! — odpowiedział Staś, oburzony propozycyą. Kali nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, lecz natychmiast począł rwać zębami wątrobę i łykać z chciwością surowe kawały, a widząc, że Staś patrzy na niego z obrzydzeniem, nie przestawał między jednym a drugim łykiem powtarzać: »Msuri! msuri!« Zjadł w ten sposób przeszło pół wątroby, poczem zabrał się do oprawiania antylopy. Czynił to nadzwyczaj szybko i umiejętnie, tak, że niebawem skóra była zdjęta i udziec oddzielony od grzbietu. Wówczas Staś, zdziwiony nieco, że Saba nie znalazł się przy tej robocie, gwizdnął na niego, by zaprosić go na walną ucztę z przednich części zwierzęcia. Lecz Saba nie pojawił się wcale, natomiast schylony nad antylopą Kali podniósł głowę i rzekł: — Wielki pies polecieć za bawołem. — Widziałeś? — zapytał Staś. — Kali widzieć. To rzekłszy, założył na głowę polędwicę antylopy, a dwa udźce na ramiona i ruszył do wąwozu. Staś gwizdnął jeszcze kilka razy i czekał, ale, widząc, że czyni to napróżno, poszedł za nim. W wąwozie Mea zajęta już była ścinaniem cierni na zeribę, Nel zaś, skubiąc swymi małymi paluszkami ostatnią pentarkę, zapytała: — Czy to na Sabę gwizdałeś? on poleciał za wami. — Poleciał za bawołem, którego postrzeliłem i jestem bardzo niespokojny — odpowiedział Staś. — To są zwierzęta ogromnie zawzięte, a tak silne, że lew nawet boi się na nie napadać. Z Sabą może być źle, jeśli rozpocznie walkę z takim przeciwnikiem. Usłyszawszy to, Nel zaniepokoiła się bardzo i oświadczyła, że nie pójdzie spać, póki Saba nie wróci. Staś, widząc jej zmartwienie, zły był na siebie, że nie zataił przed nią niebezpieczeństwa, i począł ją pocieszać. — Poszedłbym za nimi ze strzelbą, — mówił — ale muszą już być bardzo daleko, a wkrótce zapadnie noc i ślady staną się niewidzialne. Bawół jest mocno strzelony i mam nadzieję, że padnie. W każdym razie osłabi go utrata krwi i jeśli nawet rzuci się na Sabę, to Saba potrafi uciec… Tak! Wróci może dopiero w nocy, ale wróci napewno. I, mówiąc to, sam nie bardzo wierzył we własne słowa, pamiętał bowiem, co czytywał o niesłychanej mściwości afrykańskiego bawołu, który, nawet ciężko ranny, obiega kołem i zasadza się przy ścieżce, którą idzie myśliwy, a potem atakuje niespodzianie, porywa go na rogi i wyrzuca w górę. Z Sabą mogło się łatwo wydarzyć coś podobnego, nie mówiąc o innych niebezpieczeństwach, które groziły mu w powrotnej drodze — w nocy. Jakoż niebawem noc zapadła. Kali i Mea urządzili zeribę, rozpalili ogień i zajęli się wieczerzą — Saba nie wracał. Nel strapiona była coraz więcej i wkońcu zaczęła płakać. Staś zmusił ją nieledwie, żeby się położyła, obiecując, że będzie czekał na Sabę, a jak tylko się rozwidni, pójdzie sam go szukać i przyprowadzi. Nel poszła wprawdzie pod namiot, ale co chwila wychylała główkę z pod jego skrzydeł, pytając, czy pies nie wrócił. Sen zmorzył ją dopiero po północy, gdy Mea wyszła, by zastąpić Kalego, który czuwał nad ogniem. — Czemu córka księżyca płakać? — zapytał Stasia młody Murzyn, gdy obaj pokładli się do snu na czaprakach. — Kali tego nie chce. — Żal jej Saby, którego bawół pewno zabił. — A może nie zabił — odrzekł czarny chłopak. Poczem umilkli i Staś zasnął głęboko. Było jednak jeszcze ciemno, gdy się obudził, albowiem począł mu dokuczać chłód. Ogień przygasł. Mea, która miała go pilnować, zdrzemnęła się i od pewnego czasu przestała dorzucać chróstu na węgle. Wojłok, na którym spał Kali, był pusty. Staś sam dorzucił paliwa, poczem trącił Murzynkę i spytał: — Gdzie jest Kali? Chwilę patrzyła na niego nieprzytomnie, poczem, roztrzeźwiwszy się należycie, rzekła: — Kali wziął miecz Gebhra i poszedł za zeribę. Myślałam, że chce naciąć więcej chróstu, ale on wcale nie wrócił. — Dawno wyszedł? — Dawno. Staś czekał przez pewien czas, ale gdy Murzyna nie było długo widać, mimowoli zadał sobie pytanie. — Uciekł? I serce ścisnęło mu się przykrem uczuciem, jakie budzi zawsze niewdzięczność ludzka. Przecie on ujmował się za tym Kalim i bronił go wówczas, gdy Gebhr znęcał się nad nim po całych dniach, a następnie ocalił mu życie. Nel była zawsze dla niego dobra i płakała nad jego niedolą, a oboje obchodzili się z nim jak najlepiej. On zaś uciekł! Sam przecie mówił, że nie wie, w której stronie leżą osady Wa-hima, i że nie zdołałby do nich trafić, a jednak uciekł! Stasiowi znów przypomniały się podróże afrykańskie w Port-Saidzie i opowiadania podróżników o głupocie Murzynów, którzy porzucają ładunki i uciekają nawet wówczas, gdy ucieczka grozi im niechybną śmiercią. Oczywiście, że i Kali, mając za całą broń tylko sudański miecz Gebhra, musi umrzeć z głodu, lub, o ile nie wpadnie w ponowną niewolę u derwiszów — stać się łupem dzikich zwierząt. — Ach! Niewdzięcznik i głupiec! Staś począł następnie rozmyślać i nad tem, o ile podróż bez Kalego będzie trudniejsza dla nich i kłopotliwsza, a praca cięższa. Poić konie i pętać na noc, rozpinać namiot, budować zeribę, pilnować w czasie drogi, by nie poginęły zapasy i juk z rzeczami, obdzierać i dzielić zabitą zwierzynę — wszystko to, w braku młodego Murzyna, miało teraz spaść na niego, a on przyznawał w duchu, że o niektórych czynnościach, naprzykład o obdzieraniu ze skóry zwierzyny, nie ma najmniejszego pojęcia. — Ha! trudno — rzekł sobie — trzeba! Tymczasem słońce wysunęło się z za widnokręgu i — jak zawsze bywa pod zwrotnikami — dzień zrobił się w jednej chwili. Nieco później woda do mycia, którą Mea przygotowała na noc dla panienki, poczęła chlupać pod namiotem, co znaczyło, że Nel wstała i ubiera się. Jakoż wkrótce ukazała się, ubrana już, ale z grzebieniem w ręku i z nastroszoną jeszcze czuprynką. — A Saba? — zapytała. — Niema go dotąd. Usta dziewczynki poczęły zaraz drgać. — Może jeszcze wróci — rzekł Staś. — Pamiętasz, że na pustyni nie bywało go czasem po dwa dni, a potem zawsze nas doganiał. — Mówiłeś, że pójdziesz go poszukać?… — Nie mogę. — Dlaczego, Stasiu? — Bo nie mogę zostawić cię tylko z Meą w wąwozie. — A Kali? — Kalego niema. I zamilkł, nie wiedząc sam, czy ma jej powiedzieć całą prawdę; ale ponieważ rzecz nie mogła się ukryć, więc pomyślał, że lepiej jest wyjawić ją odrazu. — Kali zabrał miecz Gebhra — rzekł — i w nocy poszedł, niewiadomo dokąd. Kto wie, czy nie uciekł. Murzyni często tak robią, nawet na własną zgubę. Żal mi go… Ale może jeszcze zrozumie, że głupstwo zrobił i… Dalsze słowa przerwało mu radosne szczekanie Saby, które napełniło cały wąwóz. Nel rzuciła grzebień na ziemię i chciała biedz na spotkanie — wstrzymały ją jednak ciernie zeriby. Staś począł je co prędzej rozrzucać, zanim wszelako otworzył przejście, naprzód zjawił się Saba, a za nim Kali, tak świecący i mokry od rosy, jakby po największym deszczu. Radość ogromna ogarnęła oboje dzieci i gdy Kali, nie mogąc złapać tchu ze zmęczenia, znalazł się za płotem zeriby, Nel zarzuciła mu swoje białe rączki na czarną szyję i uściskała go z całej siły. A on rzekł: — Kali nie chce widzieć »Bibi« płakać, więc Kali znaleźć psa. — Dobry Kali! — odpowiedział Staś, klepiąc go po ramieniu. — A nie bałeś się spotkać w nocy lwa, albo pantery? — Kali bać się, ale Kali pójść — odpowiedział chłopak. Słowa te zjednały mu jeszcze bardziej serca dzieci. Staś na prośby Nel wydobył z jednego toboła sznurek szklannych paciorków, w które przy wyjeździe z Omdurmanu zaopatrzył ich Grek Kaliopuli, i przyozdobił nim wspaniale szyję Kalego, ów zaś, uszczęśliwiony z podarku, spojrzał zaraz z wielką dumą na Meę i rzekł: — Mea nie mieć paciorków, a Kali mieć, bo Kali jest »wielki świat«. W ten sposób zostało nagrodzone poświęcenie czarnego chłopca. Saba natomiast otrzymał ostrą burę, z której po raz wtóry od czasu służby u Nel dowiedział się, że jest zupełnie brzydki, i że jeśli jeszcze raz zrobi coś podobnego, to będzie prowadzony na sznurku, jak małe szczenię. On słuchał tego, kiwając w dość dwuznaczny sposób ogonem, Nel jednak twierdziła, iż widać mu było z oczu, że się wstydzi, i że z pewnością się zaczerwienił, czego nie można było zobaczyć tylko dlatego, że ma paszczę pokrytą sierścią. Potem nastąpiło śniadanie, złożone z wybornych dzikich fig i z cąbra gnu, a podczas śniadania Kali opowiadał swe przygody, Staś zaś tłumaczył je nie rozumiejącej języka ki-swahili Nel na angielski. Bawół, jak się pokazało, uciekł daleko. Kalemu trudno było znaleźć ślad, ponieważ noc była bezksiężycowa. Na szczęście dwa dni przedtem padał deszcz i ziemia nie była zbyt twarda, skutkiem czego racice ciężkiego zwierzęcia wybijały w niej zagłębienia. Kali szukał ich za pomocą palców u nóg i szedł długo. Bawół padł wreszcie i musiał paść nieżywy, gdyż nie było żadnych śladów walki między nim a Sabą. Gdy Kali ich znalazł, Saba zżarł już był większą część przedniej łopatki bawołu, ale, choć więcej już jeść nie mógł, nie pozwalał jednak zbliżyć się do mięsa dwom hyenom i kilkunastu szakalom, które stały naokół, czekając, aż silniejszy drapieżnik ukończy ucztę i odejdzie. Chłopiec skarżył się, że pies warczał także i na niego, ale on wówczas zagroził mu gniewem Pana Wielkiego i »Bibi«, poczem wziął go za obrożę i odciągnął od bawołu, a puścił dopiero w wąwozie. Na tem skończyło się opowiadanie nocnych przygód Kalego, poczem wszyscy w dobrych humorach siedli na konie i pojechali dalej. Jedna tylko długonoga Mea, lubo cicha i pokorna, spoglądała z zazdrością na naszyjnik młodego Murzyna i na obrożę Saby i myślała ze smutkiem w duszy: — Oni obaj są »wielki świat«, a ja mam tylko mosiężną obrączkę na jednej nodze.
Gdy piszę ten post AVAAZ zbiera podpisy aby „W pustyni i w puszczy” wyrzucić z listy szkolnych lektur. Dlaczego wyrzucić? Bo – parafrazując słynną wypowiedź premiera Kanady – mamy XXI wiek. I to co nie raziło nas jeszcze 30-40 lat temu, dziś naprawdę jest nie na miejscu. Zacznijmy od początku. To książka przygodowa, w której dwoje dzieci Staś (lat 14) i Nel (lat 8) zostają porwani, po czym dzięki odwadze i bohaterstwu Stasia przemierzają Afrykę i szczęśliwie wracają do swych ojców. Super historia, napisana ku pokrzepieniu serc. Książka jest czytana przez kolejne pokolenia młodzieży i dla wielu staje się wzorcową matrycą opisu Afryki i jej mieszkańców. Co „W pustyni i w puszczy” zostawia w głowach?Zbawca StaśReligijna wyższośćBiały = lepszySłowa, które zostają. „W pustyni i w puszczy” skutecznie zaszczepia marzenie o jeździe na słoniu… Co „W pustyni i w puszczy” zostawia w głowach? W petycji założonej przez Katarzynę Fiołek pisze ona Ministra Edukacji Narodowej, Pana Dariusza Piontkowskiego: W świecie (od dawna) postkolonialnym, w świecie postniewolniczym, ale jednocześnie w świecie, w którym nadal z powodu koloru skóry giną ludzie, książka, której treść jest dla polskich dzieci jedynym wśród lektur wzorcem Afrykanów oraz Arabów, nie powinna być podstawowym źródłem informacji o innych rasach i religiach. Przedstawia je w sposób właściwy dla dziewiętnastego wieku, utrwalając szkodliwe stereotypy i krzywdząco przerysowując kulturowe różnice. To książka, która pomimo wielu swoich wspaniałych cech, uczy pogardy, braku szacunku i poczucia wyższości nad każdym, kto nie jestem białym chrześcijaninem. Jaki jest cel indoktrynowania uczniów myśleniem o świecie sprzed stu sześćdziesięciu lat?Książek o przygodach dzieci nie brakuje na rynku wydawniczym i nie powinny nas przy „W pustyni i w puszczy” trzymać sentymenty, które kolejnym pokoleniom wypaczają obraz świata. A niestety ogromnie wypaczają. Swego czasu byłam jurorką w konkursie dla młodzieży, gdzie mieli opisać swe (zwykle wymyślone) przygody w Afryce. To wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że dla nastolatków nic się od czasów Sienkiewicza nie zmieniło. Pisali o tym jak ratują „Murzynów, którzy jak są głodni to dzidą zabijają lwa”. To jedna z autentycznych wypowiedzi. W ich wyobrażeniu we współczesnej Afryce wciąż nie ma dróg, sklepów, biurowców. Jest pustynia, busz i ludzie, którzy bez cywilizacji białego człowieka są zagubieni i bezradni. Zbawca Staś Do „W pustyni i w puszczy” wróciłam z moimi synami, gdy przerabiali to jako lekturę. Było to w klasie V, czyli odbiorcy mieli 11-12 lat. To nie jest wiek, w którym ma się szerokie widzenie świata i zdolność krytycznego myślenia. Dzieci dostają prostą i atrakcyjną wizję świata: oto dzielny Staś ratuje siebie i Nel a także dwoje afrykańskich służących a potem wręcz całą karawanę ludzi. Ale czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić analogiczną historię na Grenlandii? Gdzie nastolatek z Europy ratuje rdzennych ludzi, uczy ich jak mają przetrwać w świecie lodu i śniegu? No absurd totalny. Oni – urodzeni w tym miejscu – nie potrafią sobie dać rady? Potrzebują do przetrwania dzielnego europejskiego dzieciaka? W przypadku lodowej krainy czujemy, że coś tu nie gra. Ale klasyczna kolonialna narracja w opisie Afryki ma się wciąż zaskakująco dobrze. I nie razi nas, że tworzy w ten sposób zakłamaną wizję świata, która w głowach wielu młodych czytelników zostanie na zawsze. Autorzy podstawy programowej z bliżej nieznanych powodów założyli, że dzieło to będzie kształtować estetykę, gust, wrażliwość, ale zapomnieli, że czynić to będzie poprzez wiktoriański imperializm. To on dzielił świat na czytelne połowy – na cywilizowany świat białych i barbarzyński świat wszystkich pozostałych. Katarzyna Fiołek Nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Staś – dzielny, Nel – dziecinna. Prosta wizja ról. Religijna wyższość Wielu krytyków podnosiło tą kwestię, ale warto przypomnieć: powstanie Mahdiego, było sudańskim ruchem narodowowyzwoleńczym. Arabowie wystąpili przeciwko kolonistom – co dla Sienkiewicza było niemal jak wystąpienie przeciwko naturalnemu porządkowi świata. Co ciekawe w tym samym czasie Polska była pod rozbiorami, więc autorowi mogłaby być bliska walka o odzyskanie własnego kraju. Mogłaby, ale nie jest. „W pustyni i w puszczy” przedstawia Mahdiego jako prymitywa ogarniętego żądzą mordu. Pogarda w stosunku do niego i uczestników powstania pojawia się wielokrotnie: „Mahdi zapowiada wprawdzie, że zawojuje cały świat, ale jest to dziki człowiek, który o niczym nie ma pojęcia.” Zaś powstańcy to „spite krwią dzikie hordy”. Aż nadchodzi moment, gdy Staś gotów jest poświęcić życie, byle nie wyrzec się własnej wiary. Ale zaraz: Staś nie chce porzucać wiary przodków, ale już miejscowych może chrzcić nie pytając ich o zdanie. Ze wzruszeniem (bo czyni wszak dobry uczynek) chrzci zatem pogrążonych w śpiączce służących umierającego Linde. Czy oni chcieliby przyjąć jego wiarę to nie ma znaczenia, bo przecież teraz zostaną zbawieni. Bardzo polecam przeczytanie wpisu Mamadou Diouf o wierzeniach Afryki zadając pytanie jaki sens ma wartościowanie i czym w gruncie rzeczy jest prymitywna wiara? Biały = lepszy A pamiętacie scenę chrztu Kalego i Mei? Najpierw musieli pojąć chrześcijańską wiarę: „Powoli rozjaśniało się w czarnych głowach, a to, czego nie mogły pojąć głowy, chwytały gorące serca.” To zdanie mogłoby być wzorcem z Sevres kolonialnej narracji. Zresztą na kartach książki co i rusz mamy pokazane, że Kali czuje się niewolnikiem Stasia a przymiotniki „głupi” i „dziki” są zarezerwowany tylko dla opisów mieszkańców Afryki. Chrzest przynosi rozczarowanie: „Mea czuła się wszelako nieco zawiedziona, albowiem w naiwności ducha rozumiała, że po chrzcie wybieleje natychmiast na niej skóra, i wielkie było jej zdziwienie, gdy spostrzegła, że pozostała czarna jak i przedtem. Nel pocieszyła ją jednak zupełnie zapewnieniem, że ma teraz duszę białą.” Białą – czyli lepszą. Do polskiego nastolatka trafia prosty przekaz: biała skóra jest lepsza i każdy by chciał być białym. Protest przeciwko książce „W pustyni i w puszczy” pojawił się nie przypadkiem właśnie teraz. Zaledwie kilka dni wcześniej policjant skuł, powalił na ziemię po czym przez osiem minut dusił George’a Floyda. Być może policjant nie byłby tak brutalny (przewiną Georga było rzekomo zapłacenie fałszywym banknotem 20 USD) gdyby nie jeden fakt. Policjant był biały. George – czarny. Nie boję się stwierdzić, że „W pustyni i w puszczy” to książka, mimo wszystko, rasistowska. (…) W świecie śmierci z powodu koloru skóry, nie pozostaje nic innego jak stwierdzić, że Kali ma twarz George’a Floyda. Katarzyna Fiołek Słowa, które zostają. Temat na osobną pracę, ale słownictwo Sienkiewicza w stosunku do rdzennych mieszkańców Afryki jest pełne pogardy. Gdy książka powstała w 1910 roku, takie opisy były naturalne. Pamiętajmy, że to czasy, gdy ludzi z innych kontynentów pokazywano w Europie i Ameryce Płn. w ramach „Ludzkiego zoo”. Bodaj największym grzechem jest utrwalanie słowa „Murzyn” na określenie rdzennego mieszkańca Afryki. W tamtych czasach nie istniało słowo Afrykanin, choć na logikę skoro w Azji są Azjaci, w Ameryce – Amerykanie, a w Australii – Australijczycy, to mieszkaniec Afryki powinien być nazywany Afrykaninem. I błagam, nie wyjeżdżajcie mi tu z „Murzynkiem Bambo” – to Tuwim napisał to w 1935 roku i świat naprawdę od tego czasu się zmienił. Tymczasem po lekturze „W pustyni i w puszczy” zostawiamy 11-12 latki z takim przekazem od noblisty: „Murzyni bowiem, póki mahometanizm nie wypełni ich dusz nienawiścią do niewiernych i okrucieństwem, są raczej bojaźliwi i łagodni.” A jednocześnie byli „dzicy i głupi” Staś mówi Kalemu, że jeśli go posłucha, to „Bóg i bibi nie powie, że Kali jest dziki, głupi i zły Murzyn.” Taki przekaz przewija się przez całą książkę. Murzyn jest dziki, prymitywny, ale zasadniczo dobry. Trzeba nim tylko odpowiednio pokierować. Staś tłumaczy Kalemu, że: „Wa-hima mają czarne mózgi, ale twój mózg powinien być biały. Ty skoro zostałeś ich królem, powinieneś ich oświecić i nauczyć tego, czego nauczyłeś się ode mnie i od bibi. Oni są jak szakale i jak hieny — uczyń z nich ludzi.” Bez misji cywilizacyjnej Stasia, miejscowi nie są nawet w pełni ludźmi… Wiele osób uważa, że „W pustyni i w puszczy” to świetna książka przygodowa i nie ma co się jej czepiać. W porządku. Niech zatem zostanie dla tych, którzy zechcą po nią sięgnąć. Ale nie fundujmy kolejnym pokoleniom Polaków kolonialnej wizji Afryki sprzed ponad 100 lat jako lektury obowiązkowej. Chyba, że damy ją do czytania w liceum – i połączymy z omówieniem czym był kolonializm i czym jest rasizm. Materiału do ciekawego omówienia znajdziemy na kartach powieści aż nadto. Doskonała analiza lektur Sienkiewicza jest też w artykule w POLITYCE. Nie masz czasu na przeczytanie tej książki? Zajrzyj do wpisu „Wiosenne deszcze” gdzie książka została szczegółowo omówiona. I jeszcze jedno: polonistka, autorka petycji została tak zaatakowana nienawiścią, że zamknęła petycję. Kolejny przykład tego, że w Polsce mamy ogromny problem z komunikacją i rozmową na trudne tematy. Zero-jedynkowa narracja tej książki otwartości na inność i dyskusję na pewno nie uczy. Zajrzyj do wpisu „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” – prawdziwej i pasjonującej historii nastolatka z Malawi. (c) AfrykAnka - Anna Olej-Kobus. Podróżniczka i pilotka wypraw. Prowadzi bloga
HomeSubjectsSolutionsCreateLog inSign up Upgrade to remove adsOnly $ czy dokładnie przeczytałeś lekturę!Terms in this set (5)AfrykaKontynent, na którym rozgrywa się akcja powieści"białe godziny"to godziny upału i ciszy, podczas której słońce w Afryce praży najmocniejDżdżeto deszcze, które następują po burzy piaskowejbaobab afrykańskidrzewo występujące w Afryce, którego pień osiąga średnicę ok 9 który posiada skrzydła, żywi się rozkładającym drewnemFlickr Creative Commons ImagesSome images used in this set are licensed under the Creative Commons through to see the original works with their full afrykański
Odpowiedzi iva. odpowiedział(a) o 20:24 Henryk Sienkiewicz opisał w powieści piękno Afryki. Przyroda tego kontynentu i zwyczaje jego mieszkańców są dla nas egzotyczne. W pierwszej części jest to Pustynia Libijska. Autor opisuje samą pustynię jako niezmierzony obszaru piasku: „Wjechali teraz na wysoką płaszczyznę, na której wiatr pomarszczył piasek i z której widać było na obie strony ogromną przestrzeń pustyni”.Druga część powieści ma miejsce w afrykańskim buszu (busz - bardzo gęsty las podzwrotnikowy). Tu dzieci poznają afrykańskie pory roku: suchą i deszczową (massika) i pory dnia. Doświadczają skwaru „białej godziny” - afrykańskiego południa, kiedy ludzie i zwierzęta ukrywają się w cieniu. Oswajają się z oszałamiającym przepychem i bogactwem powieści rozgrywa się na kontynencie afrykańskim. Rozpoczyna się w mieście Port Said w państwie Egipt. Następnie dzieci podróżują wzdłuż Nilu do miasta Medinet (El-Medine) położonego w egipskiej prowincji El-Fajum. Po drodze mijają Izmaił i Kair, widzą też jezioro Timsah i rzekę Wadi-Toumilat. Miasto Medinet otoczone jest wzgórzami Pustyni Libijskiej. Mieszkając w nim, dzieci zwiedzają starożytne miasto Krokodilopolis, oglądają też piramidę Hanara i jezioro Karoun. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
w pustyni iw puszczy wędrówka przez afrykę